sobota, 26 sierpnia 2017

Azja 2017 - trudne powroty do domu

Podczas tego wyjazdu nie przytrafiła nam się żadna z akcji pod tytułem "podróże z Kwapisiewicz" (spóźnienie się na lot, podróż złym pociągiem, wyczytywanie na lotnisku, itp). Aż do dzisiaj. Ale od początku...

Wczoraj doleciałyśmy wcześniejszym lotem z Chiang Mai do Bangkoku. Okazało się, że nasz lot pierwotny jest opóźniony i wrzucili nas do wcześniejszego. Miło. I się zaczęło. Śpimy smacznie w hotelu o 5 miała być pobudka, żeby na 7 być na lotnisku bo 8.55 lot do Helsinek. Przebudziłam się jakoś koło 4. Biorę telefon sprawdzam godzinę. Widzę, że jakiś mail do mnie przyszedł. FINNAIR radośnie właśnie nas poinformował że nasz lot jest opóźniony o prawie 3h, że przepraszają i żeby stawić się ok 2h przed lotem. No to super. Można dłużej pospać. Jako, że lot o 11.25 to na 9 ruszyłyśmy na lotnisko. 

Pierwsze co ogarniamy tablicę, żeby dowiedzieć się gdzie możemy zrobić Check-in i oddać bagaże. Nie ma naszego lotu. Yhmmm był na tablicy po drugiej stronie lotniska. Strefa "S" -  radośnie tuptamy. Jest tablica FINNAIR, ale tylko tablica. Żadnego ludzia, pustki. Stoimy, czekamy, przyszła jakąś babka, to mówię, a zapytam się. Niestety gadała przez telefon i jak zobaczyła, że coś od niej chce to machnęła ręką i poszła. Superowo. 

W między czasie do naszej dwuosobowej kolejki do nikąd dołączyła jakaś tutejsza dziewczyna z chłopakiem. Znała tajski i dzięki temu dowiedziałyśmy się, że tu check - inu nie ma i że musimy iść do biura, bo prawdopodobnie mamy problem. Świetnie. W głowie już czarne myśli. A czasu coraz mniej no, bo to wszystko trwało. 

W biurze okazało się, że poprostu zmienili miejsce check inu i zdania bagażu, nie zmieniając tego na tablicach. Ba, na tablicy przy właściwym miejscu było ze check in dotyczy lotu do Zurychu z liniami SwissAir, a my przecież do Helsinek z Finnair.


Bagaż zdany, kontrola bezpieczeństwa poszła w miarę szybko. Ale nie mogło być tak pięknie, "kur*a to przecież to lotnisko, gdzie tyle trwa kontrola paszportowa" jak zobaczyłyśmy kolejki to trochę serce nam stanęło. No ale 10.45 byłyśmy po kontroli. Niby fajnie, gdyby nie to, że o 10.45 zaczynał nam się boarding na dalekim drugim końcu lotniska. Slalom, sprintem między ludźmi, którzy średnio ogarniają, gdzie chcą iść i co właściwie chcą od życia należy do wyczynu. Dobiegłyśmy gdzieś 10.55. Radośnie okazało się, że boarding się jeszcze nie zaczął. Ufff. Wysiadłyśmy, poleciałyśmy, wylądowałyśmy w Helsinkach radośnie idziemy do wyjścia, patrzymy o bagaże z naszego lotu, ale dobrze, że nasze poleciały od razu do Warszawy i nie musimy się o nie martwić. Ha ha, hi hi, śmieszki heheszki. I nagle, 
- Ty a co Twój bagaż robi na tej taśmie?
- Ej, ale Twój też tam jest kawałek dalej oO

I rozkmina, czemu zostały teraz wypakowane no i czy na pewno trafią do Warszawy. Zapytałyśmy się jakiejś babeczki z obsługi czy one na pewno trafią do Warszawy. Powiedziała, że tak. No więc zobaczymy jutro co to będzie ^^


Jak się okazało jak tu jest zimno zawrociłyśmy, po dużą gorącą czekoladę i ruszyłyśmy spacerkiem do hotelu no bo co to 1,5km. Dotarłyśmy do hotelu. Bez recepcji. Wcześniej dostałyśmy tylko maila, z numerem pokoju, kodem i hasłem do WiFi. Wszystko fajnie pięknie tylko wchodzimy, szukamy, a naszego pokoju nie ma. Ekstra. Recepcji brak, pokoju brak. No nic Magda została z bagażami, a ja poszłam szukać wskazówek. Zagadałam jakiegoś kolesia przy wejściu i okazało się, że jest jeszcze drugi budynek kawałek dalej i ze może tam. Udało się. Wracam do Magdy, a ta już z jakimiś Słowacji nawija. Pytają się mnie skąd jestem to mówię z Polski na co oni "aaaa Łódź, Bełchatów", myślę sobie taaaa Łódź ^^ chcieli żebyśmy się z nimi napiły, ale odmowiłyśmy. Mimo to dostałam od nich całkiem dobrego browarka "na dobry sen".

To by było na tyle w dzisiejszych przygód. Aż jestem ciekawa co jutro przyniesie 😂😂😂 jutro rano lot z Helsinek do Warszawy i rozwiązanie zagadki, czy nasz bagaż na pewno doleciał :D

piątek, 18 sierpnia 2017

Azja 2017 - Tajlandia - weekend na Farmie Organicznej

Dzięki uprzejmości jednego z naszych cudownych nauczycieli, weekend 12-13.08 spędziliśmy na Farmie Organicznej znajdującej się niedaleko Chiang Mai. Wyjechaliśmy w sobotę około 16, tutejszym busikiem. Ekipa była najlepsza na świecie Laura from UK, Rafael from Germany, Chizu from Japan, Padthai from Thailand (nauczyciel ^^), Mags from Poland and Aga from Poland 💪💪💪.

Zakwaterowani byliśmy w małych pokojach w domkach gospodarzy, bez klimatyzacji. Spaliśmy na materacach, nad którymi wisiały moskitiery (w oknach takowych nie było). Klimat był, nie powiem.

Pierwszą rzeczą, która zrobiliśmy było oczywiście zwiedzenie okolicy. Zobaczyliśmy piękne okoliczne rośliny, kwiaty, owoce. Na jednego nawet można było polować :D łapcie filmik jak śmiesznie to wyglądało https://youtu.be/VLM4IDTzG5w




A tutaj kilka fotek z obchodu ^^











Po zwiedzeniu gospodarstwa poszliśmy zwiedzać miejsce naszej niedzielnej pracy - pola ryżowe. Akurat w ten weekend w Tajlandii wypadał Dzień Matki i z okazji tego dnia co roku sadzi/ przesadza się ryż. Udało nam się załapać ^^. Ogólnie ręczna uprawa ryżu jest już rzadkością i mało kto się tym zajmuje.


Podczas zwiedzania spotkaliśmy kraba, który mało co nie przyprawił mnie o zawał serca wspinając mi się po nodze. Powygłupialiśmy się trochę próbując nie wpaść do wody i nadal podziwialiśmy naturę :D

Krabik :D



Wieczorem był czas na kolację i integrację. Mieliśmy możliwość skosztować tamtejszej domowej, ziołowej Whiskey, razem z gospodarzem i gośćmi z sąsiedztwa wypiliśmy cały słój 🙈 a do tego jeszcze przyniesioną ryżówkę i znalezioną tajską wódkę 🙈 nie wiem jak my to przeżyliśmy xDDD







Następnego dnia pobudka była o 7. O 8 śniadanie a o 9 ruszyliśmy w pole. Opatuleni po czubek głowy, żeby się nie spalić na słońcu, w wysokich gumiakach i slomianych kapeluszach. No i się zaczęło. Ponad 30 stopni w cieniu, pełne słońce, my, pole i ryż. Ok 7h pracy na zagiętym kregosłupie z potem lejącym się po placach i ślimakami wspinającymi się po gumiakach. Sama praca to głównie takie taplanie się w błotku xD i walka żeby pole nie pożarło gumiaków. Po jakimś czasie razem z Chizu poddałyśmy się, ściągnęłyśmy gumiaki i chodziłyśmy w samych skarpetkach - o niebo lepiej xD






Po skończonej pracy zostaliśmy zaproszeni do przemiłej Jane na kolację. Mieliśmy chwilę czasu na ogarnięcie się, przejażdżki w 3-4 osoby na skuterze i nastał czas by wracać.


Nie mogłabym nie napisać o moim nowym kumplu Piesełku, który przyszedł do nas w sobotę wieczorem. Dał się przytulać, wziąć na kolana i masować po brzuszku :D https://youtu.be/NbAWeUFLV0M



poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Azja 2017 - Tajlandia - Tydzień 1 i 2

Jeszcze słówko z Kambodży. Mimo, że mają tam własną walutę to operuje się tam głównie dolarami amerykańskimi. Riele wydają zazwyczaj w reszcie, gdy trzeba wydać 25, 50 albo 75 centów (25 centów to 1000 rieli). Najlepsze jest to, że mają tam pierdolca na punkcie ŁADNYCH banknotów. Tak, jak jest za bardzo pogięty, popisany, ma pieczątkę to nie przyjmą, poproszą o inny banknot, a jak nie masz to masz problem xD Miałyśmy dwa banknoty, które wielokrotnie były zwracane. Wydałyśmy je w knajpie. Podstępem. Zostawiłyśmy pieniądze i wyszłyśmy. Więcej nas tam nie było. xD

To teraz o Tajlandii. Dużo zdjęć już było, to teraz będzie dużo pisania 😀 Tajlandia przywitała nas i źle i dobrze.

Źle, bo po przylocie z Kambodży, stałyśmy chyba z godzinę jak nie więcej w kolejce po wizę w gigantycznej kolejce. I tylko co chwila było słychać z głośników, że proszą pasażerów z naszego lotu o odebranie bagażu. A tu kolejka się nie zmniejsza ... I te rozkminy, czy odzyskam bagaż jak za długo będzie leżał bez opieki, gdzie go znajdę i czy go nie zniszczą. Pod koniec udało nam się przemknąć do kolejek dla nieobcych. Nikt nas nie odstrzelił i szybko byłyśmy wolne.

Byłyśmy w Bangkoku. Przed nami słynna One Night in Bangkok i oczywiście co? Aga padła i poszła spać 😴😂 Magda i Laura poszły na miasto i dzięki temu poniższe filmiki.
https://youtu.be/RSIOdSCkba8
https://youtu.be/FemryMoH_jE

Na następny dzień rano czekała nas przejażdżka metrem na lotnisko i lot do Chiang Mai czyli naszego docelowego miejsca w Tajlandii. I tutaj było to dobre przywitanie. Na lotnisku podczas odprawy Pani powiedziała nam że możemy się udać do loży, a tam jedzenie - pyszne ryżowe i kokosowe cuda podane w liściu bananowca, babeczki, kanapeczki, kawa, herbata i takie tam.
https://youtu.be/1t1lkgYTvLo

A do tego okazało się, że podczas lotu, który trwał niecałą godzinę dostajemy normalny obiad <wow> także mimo braku śniadania do Chiang Mai przyleciałyśmy objedzone.

Nasza okolica

Na czas pobytu w Chiang Mai - miesiąc, mieszkamy w apartamencie. Jaka była nasza radość że w końcu mamy coś swojego - kuchnie, łazienkę, duży pokój i balkon z cudnym widokiem na góry. I to wszystko tylko dla nas :D no i ten widok 😍😍😍









Po rozpakowaniu rzeczy ruszyłyśmy w miasto w poszukiwaniu jedzenia. I wtedy odkryłyśmy życie na nowo. Kupiłyśmy polecany przez Laurę deserek o uroczej nazwie Mango Sticky Rice. Jest to nic innego jak klejący ryż, z mlekiem kokosowym podany ze świeżym mango. Szybko stało się to naszą ulubioną potrawą.


Nasze mango jest przygotowywane przez przemiłą straszą kobietkę, nazywaną przez nas "Babcią". Babcia bardzo dokładnie i starannie przygotowuje nasze zestawy. Urocze jest to jak dobiera mango - wybiera te, które mają najintensywniejszy zapach, czyli te najbardziej dojrzałe. Szybko zostałyśmy stałymi klientkami i czasem dostajemy gratisy od Babci np banan Sticky Rice zawinięty w liść bananowca omnomnom.

Któregoś kolejnego dnia od sympatycznego przechodnia dowiedziałyśmy się,  że na jednym z ulicznych stoisk sprzedają najlepszy PadThai - jedno z tutejszych tradycyjnych dań - makaron ryżowy, z jajkiem, tofu i sosem rybnym smażony w woku, podany z kiełkami bambusa, szczypiorkiem i limonką. Pyszka :D


W pewien upalny dzień (tak czasem też jest nam chłodno - wtedy gdy temperatura spada do ok 25 stopni xD nie jest tak że ciągle się gotujemy) jak wracałyśmy z zajęć, strasznie chciało nam się pić. Całe szczęście na naszej drodze znalazł się wózek między innymi z tajską herbatą - mocna herbata ze skondensowanym słodkim mlekiem i dużą ilością lodu podana w kubku większym ode mnie. Pycha i zbawienie po 30minutach marszu w pełnym słońcu.


Chciej piwo, kup przypadkiem jabola 🙈 jak na typową Polkę przystało, zachciało mi się pewnego dnia zimnego piwa. Oglądam i próbuje się szybko zdecydować. No i mam. Stało na ostatniej półce z ładną etykietą i zachęcającą ceną. Myślicie, pfff mogła przeczytać co bierze. Nie tak łatwo. Wszystko było napisane ichnimi robakami xD Jakież było moje zdziwienie i zawód jak okazało się że kupiłam taniego jabola 🙈


Szkoła - masaż tajski :D

Jako, że przyjechałyśmy tutaj do szkoły - na kurs masażu tajskiego, to większość czasu spędzamy tam. Uczymy się wielu nowych technik, poznajemy nowych ludzi. Mamy świetnych, śmiesznych instruktorów i ucząc się przy okazji świetnie się bawimy.

Teraz jesteśmy po ukończeniu dwutygodniowego podstawowego kursu masażu tajskiego, a dzisiaj zaczęłyśmy terapeutyczny masaż tajski.





Tak wygląda terapeuta z perspektywy pacjenta 😂